Świeczka dla Tatusia
Myślę o Tych, których nie ma. Jak wszyscy.
Ten, Ta i Tamten. Oni. Strasznie Ich dużo.
Smutno, że już nigdy nie będziemy razem.
Choć oni już wiedzą i może to nam powinno być smutno?
Wspominam Tatusia. Rozmawiałam z Nim dzisiaj rano, mówiąc do Jego zdjęcia. Pamiętam w każdą niedzielę wyjazd do Rodziców. Jego zaszklone oczy wlepione w moje dzieci i krótkie komplementy, które co chwilę rzucał pod ich adresem, zdradzały stan jego duszy. Snuł opowieści patriotyczne. O źródełku w lesie niedaleko pola z ziemniakami, przy którym Niemcy rozstrzelali ośmiu partyzantów (trzeba zawsze zdjąć czapkę, kiedy się tamtędy przechodzi). O Matce, która w czterdziestym piątym przyjechała pod Wojcią Górę do Chmielnika, aby zidentyfikować zwłoki swych trzech synów i męża. Potem wiozła te zwłoki na furmance przez Rynek. Krótko zebrała lejce, uniosła wysoko głowę i nie uroniła ani jednej łezki, a ludzie stali i patrzyli. No i o nauczycielu, który przed wojną kazał wszystkim chłopaczkom w klasie nauczyć się dziewiętnastu zwrotek wierszyka o Piłsudskim.
Spójrz, tam Pan z wąsami na ciebie z góry patrzy…
Dobrze, że takie zdjęcie wybraliśmy. Tatuś zadowolony, prawą ręką podpiera podbródek. Uśmiecha się cały. Uśmiechają się Jego dobre oczy.
Zapalam Ci świeczkę Tatusiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz