niedziela, 28 lipca 2013

Mistrz

Nie ma Pan wyczucia Drogi Panie. Ani  w ząb.

Owszem. Przyznaję, mam 50+ a muszę wyglądać. Tak, wiem że to prawdziwe wyzwanie dla Mistrza. Nie pasują mi już asymetryczne fryzury, krótkie tu, a przedłużone za lewym uchem, rozczesane czerwonym  pasemkiem. Nie. Nie zgadzam się. Niech mnie Pan też nie  namawia na zmianę koloru. Że niby nie ważne czy ładne. Ważne, że każdy zauważy. Po tym  poznaje się mistrza, guru fryzjerskiego fachu.  Obciąć tak, żeby inni patrzyli i mówili uff! To jest coś! 
Owszem zgadzam się. Ale nie ja. To znaczy nie mnie. To znaczy nie zgadzam się. 

Nie będę ruda, bo ruda to byłam … Kiedy? Na studiach, trochę potem? Ruda, ognista, ryżawa,  tycjanowa. Ale nie miałam wtedy tych wszystkich zmarszczek. Nie mogę wyglądać jakbym wybierała się na własną studniówkę. Już nawet mój Syn studniówkę ma za sobą.
Nie, nie zgadzam się.

Ale hola, hola. Teraz też się nie zgadzam. Dlaczego mam kancik z tyłu głowy i żółte włosy. Równo podcięte? Dlaczego tak dziwnie wyglądam. Jak babcia z tamtego filmu? Taka umowna babcia, babcia. Dla wnuków, żeby nikt nie miał wątpliwości że babcia? Co jest? Dlaczego pan tapiruje, Mistrzu. I dlaczego Pan nie pytał, nie zastanawiał się, tylko tak ciął, na kancik, równiutko, pejsik? Szybko Pan ułożył te włosy na wąziutką szczotkę, wygląda jakbym co dopiero zdjęła wałki. Wałki? Przecież nie używam. To przynajmniej niech Pan rozczesze, nie przyklepuje, nie utrwala tego hełmu lakierem strong.
Nie chciałam wyglądać jak własna córka. To żenujące. Ale nie chciałam też wyglądać jak własna babka. Zresztą moja Babcia nigdy by się tak nie uczesała.


Mistrzu, niech Mistrz znajdzie przestrzeń między  młodością a starością!

niedziela, 21 lipca 2013

Grek na studniówkę

- Europejczycy mają zegarki a Grecy mają czas, powiedziała  Baśka-Danka i nie musiała długo czekać na naszą reakcję. Wystarczyło się odwrócić, przywołać obrazki z wczorajszego wieczora i przedwczorajszego i z poniedziałkowego wczesnego popołudnia i już. Wybuch śmiechu. Cha! Cha!

Wokół:  Yia mas! Yia mas! I stuk kieliszkiem i patrzymy w oczy, bo Grek jak mówi na zdrowie to nie przewala gałami nie wiedzieć gdzie, tylko patrzy w oczy. Każdy tu filotimo, gościnny, uśmiechnięty, szczodry.

Tankujemy benzynę. Grek się cieszy, bo rachuneczek spory. Aha, i jeszcze coca-cola. Ruch ręką nie pozostawia wątpliwości. Cola poza rachunkiem. Czy widział ktoś coś takiego w Niemczech, Austrii, Polsce? Może ktoś widział, ale ja nie.

Pytamy przystojniaka w tawernie. To znaczy Baśka pyta, w końcu żona Greka. Daleko stąd do Meteor? Patrzy spod ciemnych, gęstych brwi (koleżanko Agaty, ten nadawałby się na studniówkę jak nic) ani drgnie śniada powieka. 80 kilometrów, mówi po prawie angielsku by każdy zrozumiał. Super, no to nie można nie jechać!

Baśka: a skąd powiedzenie nie bądź taki Grek? Hm? On gó… wie, ale w życiu się nie przyzna, bo co z niego byłby za Grek? Sprawdzamy. 360km. No, ale zostawmy przystojniaka, w końcu to kelner od tzatzików, ostrej papryczki na oleju, sardeli i czego tam jeszcze, a nie informacja turystyczna. Jedziemy i tak.

W nocy wracamy. Głupio nam. Trochę taki wyjazd na zaliczenie. Bo nie zwiedziliśmy, nie weszliśmy. Najpierw przerwa w zwiedzaniu, potem szybko zamknięte, w międzyczasie deszcz, trzeba przeczekać. Ale mijają dni. Wcześniejszy niedosyt ustąpił już przynajmniej u mnie, wszechogarniającemu wrażeniu, że widzieliśmy coś, czego opisać się nie da.

Tylko wyobraź sobie Pan czy Pani, tak to ujmę naparstek mojej babci, taki stalowy, szary, gładki i wyślizgany. Niech bym czarodziejskim ołówkiem z bajki, pod takim właśnie tytułem, wyciągnęła ten naparstek do nieba na 613 metrów. Ale żeby ręka nie zadrżała, no może poza jednym czy dwoma razami. Ręka musiałaby prowadzić ołówek pionowo, bez odchylania w lewo czy w prawo, bo wtedy wyjdzie nam miednica przekreślona na metce, że nie wolno ręcznie prać. No i sięgamy tym wzrokiem w górę, sięgamy, żadnej rośliny nie możemy dostrzec, błyszczy się w słońcu szara skała, tylko ptaszyska wydziobały, a może wody wyżłobiły poziome, podłużne otwory, a tak to nic tylko skała, łysy pal, obła szyna, konar starego platanu przecięty tuż przed rozwidleniem.

 Są też skały pomarszczone, jakby już nie miały siły dalej prężyć się ku niebu. Wyglądają, jakby od czubka z nadmiaru kruszywa, które co dopiero nie umiało się oprzeć słońcu zamieniając się w gęstą maź, opadały, zsuwając się równiutko wzdłuż krawędzi tworząc wystające pierścienie wokół skały.

 I gdy głowa już zadarta tak wysoko, że świeża spiekota na szyi odczuwana, jakby ktoś nożem kroił równiutko pewną ręką biały chleb do obiadu najpierw opieczony, to pokazuje się ten widok.

Ten widok skalnego lasu, skalnego miasta, wiszących klasztorów, ten fenomen geologiczny.

Podobno Bóg chciał dać ludziom, którzy pragnęli być bliżej Niego taką możliwość, wiec cisnął kamieniami na ziemię i rozkazał im zawisnąć w powietrzu. Może tak było, może nie. Ale coś boskiego w tym miejscu jest na pewno. Bo mimo turystów, zmęczenia długą podróżą, każdy z nas odczuwał spokój tego miejsca, dostojność, wyjątkowość. Myśli krążyły wokół mnichów, ich zwyczajów, ascezy.

A widzisz Baśka, ruszyliśmy się!

Jechało się i jechało. Na szczęście Dobrodziej nie przepłacił tego zdrowiem.

Jak kto może to niech jedzie. Warto.

Bo jest tak. Jest do du… dajmy na to. A ja co? A ja w Egejskim pływam. Rybki sobie liczę. Na wodzie leżę na pleckach, żeby się nie przepracować. Chmurki sobie na kształty przerabiam. Nie ma mnie tu. Tam jestem. Nie wiem jak długo jeszcze.


wtorek, 16 lipca 2013

Miś

To wszystko to jest imitacja kompetencji.

Jakie ładne zdanie wymyśliłam . Podoba mi się.  Mnie się podoba całkiem, całkiem.

Przemawiał prezydent jakiegoś miasta -Mi się udało to i Panu się uda.

Mnie się zrobiło szkoda że On tak mówi i nie wie jak mówi się poprawnie. Ale wtedy Pani w telewizji powiedziała -Mi jest  przykro za bezpodstawną krytykę bynajmniej, a internauta napisał - Co z ciebie za polka że nawet nie kumasz sikso wysuszona że nie mówi się mi.

Ucieszyłam się. Chodziło mi o to, że znalazłam sprzymierzeńca. Przeciwko Mi. Ale zaraz pomyślałam o tej wysuszonej dziennikarce i zakumałam: już dawno  przestałam rozumieć o co chodzi, kiedy komuś o coś tam chodzi.  W akwenie wodnym ryby zatruć się mogą z powodu brudu równie dobrze jak w brudnym  akwenie. W cudzysłowiu mógł internauta nazwać zaprutym pedałem jakiegoś ministra i wcale to nie musiało być mniej mocne niż gdyby nazwał go w cudzysłowie.

Klasyka z Barei. Miś.

 – Przyszłem wcześniej gdyż nie miałem co robić.

 Zdanie –perełeczka moją młodą znajomą  rozśmieszyło po pięciu minutach. Zrozumiała, że trzeba się śmiać z kogoś kto łazi bo nie umie sobie czasu zagospodarować. Dalej nie wiem dlaczego ona się potem tak długaśno śmiała, gdyż nie miałam odwagi spytać, chociaż miałam co robić.

Kiedyś zdawałam egzamin na kartę mikrofonową i było tam napisane,  gdyż nie możemy powiedzieć że pisało tam, bo niby co stało i pisało? Nico! Więc było napisane …Młodzież  przygotowała repertuar na kolejną edycję konkursu. I dalej było tak: popraw błąd w tym zdaniu. Nie będę się chwaliła co zrobiłam, bo może nie wypada się chwalić, a może wstyd że tak zrobiłam, nie powiem, nie napiszę.

W każdym bądź razie (popraw błąd) dawno, dawno temu, jakieś chyba nawet już  z dziesięć lat, to edycja dotyczyła tylko książek. Odnosiła się do wydania czegoś drukiem i już! (editio po łacinie wydanie) Mogła być kolejna, druga, następna, ale jak edycja to zawsze miała związek z książką.

I to było źle. Wreszcie to zrozumiałam. Zrozumiałam, że co to za różnica: edycja książki, albo kolejna edycja gdy  gwiazdy śpiewają, czy tańczą, edycja pdf czy coś.

I tak sobie myślę. Po co cofać się wstecz, czy też do tyłu i wspominać dawne, nieistotne z najważniejszych punktów widzenia: sukcesu, samorealizacji, kasy, rywalizacji, marketingu, sprzedaży i wizerunku,  jakieś tam zasady językowe. Około dziesięć dzieci poszło nad wodę, choć nie było tam ratownika? Niech będzie! Inteligent pomarudzi może owszem. - Boże to co? To osiem i pół  tych dzieci było czy jak? Ale tak z drugiej strony to wiadomo jedno: nie było tych dzieciorów więcej niż dziesięć sztuk i kropka. O to chodziło. O przekaz jasny, krótki. Bo szkoda czasu. On tak pędzi że szkoda czasu nawet, żeby o tym pomyśleć  Chodzi też o to chodzi, żeby wszyscy zrozumieli. Ale nade wszystko o to, żeby nie musieli przy tym rozumowaniu za dużo kombinować. Myśleć, przestawiać. Naprawdę! Szkoda czasu! A jeśli ktoś w tej sprawie ma votum separatum. To naprawdę szkoda na niego czasu.

I niech tak się nie szarpie, bo mu się oczko odklei. Temu misiu.

piątek, 5 lipca 2013

Życzenia dla Młodych

Życzenia dla Młodych

Zjawiskowa Panna Młoda w długiej sukni z welonem.

Piękny On.

Goście weselni weseli.

Stary Kościół z bezlitośnie wymienioną posadzką, mieni się białym kwiatami i złotymi kolumnami z epoki.
W drugiej ławce Rodzice. Ocierają łzy wzruszenia. Pod powiekami mała dziewczynka w zielonej sukience i pobłoconych bucikach, i smukły chłopczyk z pierwszym świadectwem w dłoni. Pamięć radości, smutku, obaw. Całego ich długiego, młodego życia.
 I dzisiejszy dzień zwieńczenia. Zamknięcia i otwarcia nowej drogi. Nowych losów i nowych dzieci. To takie ważne. To takie wzniosłe. To coś wyjątkowego.

Mówisz: pamiętasz nas wtedy?
Było tak samo, choć to przecież niemożliwe. Pamiętam, że świeciło słońce, ale było chłodno, miałam krótką spódnicę, a Ty za długie włosy. Szliśmy ulicami miasteczka o siódmej rano. Nie trzeba było zdobić żałosnymi główkami ściętych kwiatów karoserii samochodu.
W orszaku nasze Ciotki, Babki i Ojcowie.
Ciekawe czy przyszli dzisiaj, zajęli swoje miejsca w ławkach. Cieszą się z nami, upraszają dla nas łaski u Boga? Czy śmieją się, śmieją, bo wiedzą, że ten blichtr, elegancja i pięknie brzmiąca AVE MARIA na skrzypce to zaledwie ciągle przez nas poszukiwany punkt odniesienia, nieprawdziwa postawa na okoliczność i dla podkreślenia. Oni już wiedzą, co jest ważne. Cokolwiek by to było, powinni tutaj dzisiaj być. Ich miejsce jest z nami wszystkimi. Z ich wnuczętami, siostrami, dziećmi.
Rozglądam się dookoła.
Są .Siadają obok mnie jakby nigdy nic.
Powoli zapełnia się cały kościół. Idą, jak odchodzili, po kolei. Patrzę na swoje dzieci. Niczego nie zauważyły. Blask niezmąconej radości i oczekiwania odcina się grubą kreską od moich wspomnień i nostalgii. Nie szkodzi. Jest wreszcie, jak powinno być i nikogo nie brakuje. Teraz już można świętować. I śpiewać dla Młodych i życzyć z całego serca…

 Miłości.
 …I niech to będzie Wasza najlepsza decyzja, ta dobrowolna zgoda na małżeństwo
 …I wytrwajcie w wierności
 …I zgodnie przyjmijcie i wychowajcie potomstwo, jakim Was Bóg obdarzy
I jeszcze życzymy jak najdłużej zapełnionych ławek w kościele
I dziękujemy za udaną zabawę.