Wartości i grill
Przeczytałam dzisiaj w jakimś politycznym kontekście chyba,
że nasz naród od dłuższego już czasu szuka czegoś wspólnego, czegoś co nas
połączy, czegoś bardziej wzniosłego od grilla. W czasach przemiany wartości.
Ciepło było bardzo, więc pomyślałam, że wykorzystam pogodę,
połączę spacer swój z wyprowadzeniem psa na spacer i szukaniem wartości.
Chciałam zabrać jeszcze córkę, ale umówiona była z
przyjaciółką , która wracała z wakacji i już się doczekać nie mogła, więc nie
poszła.
Zabrałam smycz i psa i szłam, szłam, a tu wszędzie wakacje,
rowerzyści, skąpe ciuszki i brązowe ciała. Nareszcie normalnie, pomyślałam i
wyluzowana zasiadłam na ławeczce pod drzewem, żeby słońce nie oślepiało mi
śledzenia wartości. Obok dwaj panowie. Rozmawiali coraz głośniej i zacieklej.
Że język nienawiści zgubi ten naród. I tę pamięć o bohaterach. Że dziś jesteśmy
podzieleni, ale kiedyś naród wstanie z klęczek, i upomni się o bohaterów choćby z 44 –tego i będziemy
musieli przyznać, że gdyby nie tamto, to nie byłoby wolności, tylko ruskie, i
ruskie.
Na razie w tej
sprawie za dużo odrębnych zdań,
pomyślałam i pożegnałam się, choć nie musiałam. Jednak poszukiwanie
wartości to nie byle co, chciałam żeby było bardzo kulturalnie. Panowie nie
odpowiedzieli, dali tylko do zrozumienia, że dostrzegają w moim „do widzenia”
prowokację i nietolerancję. Nie obraziłam się tylko poszłam dalej.
Na ławce siedzieli młodzi.
Dyskutowali, pluli,
odchrząkiwali i przeklinali. Ale bez zawziętości. Zanim ten pierwszy powiedział temu drugiemu,
że dostanie zjebkę jak nie przestanie pi……ić, drugi wyjaśniał pozostałym, że nie musi się
tłumaczyć nikomu. Sami chcieli, żeby tego laptopa taniej kupił, chyba kumali że
to nie takie proste, gdy go prosili o przysługę. Więc nich teraz się ogarną,
choć rzeczywiście tego laptopa dalej nie
ma, mimo że hajs się zgadzał. Fakt, obiecał, że do tamtego piątku będzie. Ale
to jeszcze nie powód żeby się tak spinali.
Po prostu, kurwa,
po prostu to nie powód.
Może się jakoś wyjaśni z tym laptopem, pomyślałam jak przystało na pełną optymizmu
poszukiwaczkę i przysiadłam przy eleganckich paniach. Pies się uciszył, bo gorąco było coraz
bardziej, wywalił długi jęzor i rozłożył się na alejce.
Na nowej ławeczce
trwała narada na temat imienia dla małego księcia, który będzie królem. Że to
nie jest dobrze dobrane imię i że pewnie znowu jest tak jak było z tamtą
nieszczęśliwą księżną, która zginęła w tunelu, babką małego księcia. Że zmusili
tę piękną dziewczynę, matkę księcia,
Kate, do nadania takiego brzydkiego imienia. Kto to widział. Nie powinien
ojciec się zgadzać, ale pewnie też nic nie ma do powiedzenia. Tam na pewno jego
macocha rządzi. Ta sama co Dianie odbijała męża, a teraz się z nim
oprowadza. Każdy jest jaki jest, ale już
po tej brzydkiej gębie widać, że zazdrosna bo sama nie ma dzieci i tak
narzuciła to imię na złość i już.
Ponieważ szukałam wartości, które połączą nasz naród wewnętrznie, a nie z Wyspami Brytyjskimi,
oderwałam ciało od rozmiękłej ławki, pociągnęłam bezlitośnie zbuntowanego pudla
za kłaki i powlokłam się świadoma klęski poszukiwań w kierunku jezdni.
Czy ja nie zauważyłam zielonej furgonetki, czy ona mnie, nie
wiem, dość że zahamowała z piskiem, a ja odskoczyłam w kierunki krawężnika. Spojrzałam
na kierowcę. Biedny, też mu gorąco. Maszyna stara, bez klimatyzacji, o czym
świadczyła maszyna, spuszczone szyby i podkoszulek na ramiączkach rumianego
kierowcy. Uśmiechnęłam się do niego z takim oto przesłaniem, że rozumiem, mimo
że przechodziłam po pasach, że można się zagapić, bowiem gorąco jest bardzo i pozdrawiam.
Jak Polka Polaka.
Środkowym paluchem
wskazał tapicerkę sufitu furgonetki i bezgłośnie zaryczał słowo oznaczające
najstarszy zawód świata, nacisnął na pedał, zaryczał raz jeszcze i odjechał.
Chciałam się pożalić córce, ale zatrzasnęła mi drzwiami
przed nosem. Musiała odreagować, bo przyjaciółka
olała spotkanie.
Musiałam się jakoś wyluzować. Przygotowałam szaszłyki na
grilla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz