Dobra książka
Poszłam do księgarni, proszę książkę. Jaką? Taką. Chwilę
potrwało, ale jest. Proszę. Dziękuję. Tytuł się zgadza; „ Jądro ciemności,”
autor się zgadza, tylko dziwna ta szata graficzna. Autor małą, a tłumacz, no bo
chyba to tłumacz, dużą? Opasłe dzieło to nie jest, ale żeby takie cieniutkie?
Dziwię się głośno. Dobrze, że głośno, bobym zapłaciła i poszła, a tak to
słyszę:
- Coś nie tak? Nie
wiem co powiedzieć. Głupio mi. Dawno temu czytałam. Parowiec, Afryka, Tamiza,
czyżbym coś pomyliła? Sprzedawczyni przyspiesza, nieco zniecierpliwiona. A czy
to nie jest lektura szkolna? Jest, mówię, bo mam wiedzę, bo mam córkę, a ona na
biurku ma spis lektur. A nie do trzeciej klasy, dopytuje natrętnie przekonana
chyba, że niepotrzebnie zawracała sobie
głowę, brała drabinkę, spenetrowała dział lektur szkolnych, jeszcze raz
przesunęła drabinkę i podała mi z trzeciej półki od lewej strony cienką
książeczkę. Chyba do trzeciej , kurczę się w sobie, bo w głowie mam tę
niepewność obrzydliwą, że coś może pomyliłam.
- No to ma Pani w ręce
dobry bryk.
- Jaki bryk?
- No, książki, sama Pani mówiła, że to lektura.
- Ale ja chciałam książkę. Czy ja nie jestem w księgarni?
Książkę, no tak, ale trzeba mówić wyraźnie. Jak lektura, to
wszyscy biorą bryki. To znaczy opracowania, wyjaśniła mi, niezgule jednej niedzisiejszej. I po co pani mówiła, że lektura, dodała, bo chyba nie mogła
wytrzymać.
Wróciłam do domu. Spojrzałam do Internetu. „Jądro ciemności” Joseph Conrad. Klik. Pisze
Kinga: kto o tym decyduje, czy nie możemy zamiast tego czytać normalne
książki?
Przypomniałam sobie jak jedna studentka na zaliczenie miała
przeczytać reportaż, najlepiej Kapuścińskiego. Ryszarda. Przeczytała o życiu
znanej dziennikarki, w tygodniku Gala. Poprosiła o przynajmniej czwórkę na
zaliczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz