niedziela, 11 sierpnia 2013

Wartości i grill

Przeczytałam dzisiaj w jakimś politycznym kontekście chyba, że nasz naród od dłuższego już czasu szuka czegoś wspólnego,  czegoś co nas połączy, czegoś bardziej wzniosłego od grilla. W czasach przemiany wartości.
Ciepło było bardzo, więc pomyślałam, że wykorzystam pogodę, połączę spacer swój z wyprowadzeniem psa na spacer i szukaniem wartości.
Chciałam zabrać jeszcze córkę, ale umówiona była z przyjaciółką , która wracała z wakacji i już się doczekać nie mogła, więc nie poszła.
Zabrałam smycz i psa i szłam, szłam, a tu wszędzie wakacje, rowerzyści, skąpe ciuszki i brązowe ciała. Nareszcie normalnie, pomyślałam i wyluzowana zasiadłam na ławeczce pod drzewem, żeby słońce nie oślepiało mi śledzenia wartości. Obok dwaj panowie. Rozmawiali coraz głośniej i zacieklej. Że język nienawiści zgubi ten naród. I tę pamięć o bohaterach. Że dziś jesteśmy podzieleni, ale kiedyś naród wstanie z klęczek, i upomni się  o bohaterów choćby z 44 –tego i będziemy musieli przyznać, że gdyby nie tamto, to nie byłoby wolności, tylko ruskie, i ruskie.
Na razie  w tej sprawie za dużo odrębnych zdań,  pomyślałam i pożegnałam się, choć nie musiałam. Jednak poszukiwanie wartości to nie byle co, chciałam żeby było bardzo kulturalnie. Panowie nie odpowiedzieli, dali tylko do zrozumienia, że dostrzegają w moim „do widzenia” prowokację i nietolerancję. Nie obraziłam się tylko poszłam dalej.

Na ławce siedzieli młodzi.
Dyskutowali, pluli, odchrząkiwali i przeklinali. Ale bez zawziętości.  Zanim ten pierwszy powiedział temu drugiemu, że dostanie zjebkę jak nie przestanie pi……ić, drugi wyjaśniał pozostałym, że nie musi się tłumaczyć nikomu. Sami chcieli, żeby tego laptopa taniej kupił, chyba kumali że to nie takie proste, gdy go prosili o przysługę. Więc nich teraz się ogarną, choć rzeczywiście tego laptopa  dalej nie ma, mimo że hajs się zgadzał. Fakt, obiecał, że do tamtego piątku będzie. Ale to jeszcze nie powód żeby się tak spinali.
Po prostu, kurwa, po prostu to nie powód.
Może się jakoś wyjaśni z tym laptopem,  pomyślałam jak przystało na pełną optymizmu poszukiwaczkę i przysiadłam przy eleganckich paniach.  Pies się uciszył, bo gorąco było coraz bardziej, wywalił długi jęzor i rozłożył się na alejce.

Na nowej ławeczce trwała narada na temat imienia dla małego księcia, który będzie królem. Że to nie jest dobrze dobrane imię i że pewnie znowu jest tak jak było z tamtą nieszczęśliwą księżną, która zginęła w tunelu, babką małego księcia. Że zmusili tę piękną dziewczynę,  matkę księcia, Kate, do nadania takiego brzydkiego imienia. Kto to widział. Nie powinien ojciec się zgadzać, ale pewnie też nic nie ma do powiedzenia. Tam na pewno jego macocha rządzi. Ta sama co Dianie odbijała męża, a teraz się z nim oprowadza. Każdy jest jaki jest, ale już po tej brzydkiej gębie widać, że zazdrosna bo sama nie ma dzieci i tak narzuciła to imię na złość i już.
Ponieważ szukałam wartości, które połączą nasz naród wewnętrznie, a nie z Wyspami Brytyjskimi, oderwałam ciało od rozmiękłej ławki, pociągnęłam bezlitośnie zbuntowanego pudla za kłaki i powlokłam się świadoma klęski poszukiwań w kierunku jezdni.
Czy ja nie zauważyłam zielonej furgonetki, czy ona mnie, nie wiem, dość że zahamowała z piskiem, a ja odskoczyłam w kierunki krawężnika. Spojrzałam na kierowcę. Biedny, też mu gorąco. Maszyna stara, bez klimatyzacji, o czym świadczyła maszyna, spuszczone szyby i podkoszulek na ramiączkach rumianego kierowcy. Uśmiechnęłam się do niego z takim oto przesłaniem, że rozumiem, mimo że przechodziłam po pasach, że można się zagapić, bowiem gorąco jest bardzo  i pozdrawiam.
Jak Polka Polaka.
Środkowym paluchem wskazał tapicerkę sufitu furgonetki i bezgłośnie zaryczał słowo oznaczające najstarszy zawód świata, nacisnął na pedał, zaryczał raz jeszcze i odjechał.
Chciałam się pożalić córce, ale zatrzasnęła mi drzwiami przed nosem. Musiała odreagować, bo przyjaciółka olała spotkanie.
Musiałam się jakoś wyluzować. Przygotowałam szaszłyki na grilla.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz