Twarz do słońca
Zagrzebałam się w tej pracy. I w tamtej, żeby jakoś było.
Zagrzebałam się w tej nostalgii za tym i za tamtym i tak
smutno, że już nigdy nie będziemy razem.
Zagrzebałam się w myśleniu, że teraz to wszystko takie
zagracone, głośne i szybkie i może dlatego tak odpocząć trudno.
Tak się zagrzebałam jak nie lubię. Bo tylko płakać i użalać
się nad tym wszystkim. Do tego pada.
Kurczę i chyba rozpadało się na dobre.
To tak już będzie? Taka szara jesień? Jeszcze tylko tego brakowało! No
naprawdę! Głowa mnie z tego wszystkiego rozbolała. Prawie.
Spotykam Jadzię
-Smutno, co?
-Dlaczego? Z wycieczki wróciłam. Góry są takie piękne o tej
porze roku!
Co Ona z tym ciągłym uśmiechem? To nie jest możliwe prawie,
żeby tak się cieszyć. Przecież wiem, że ma kłopoty: ten syn, rozwód i drugi syn
bez pracy.
Albo Elżbieta. Rozmawiałyśmy wczoraj. Szybko, bo nie miała czasu.
Pisze reportaż o rodzinie: jedna pensja, pięcioro dzieci, najmłodsze ciągle
rehabilitowane, ale i tak nie chodzi. A teraz jedyny żywiciel rodziny uległ w
pracy wypadkowi. Dlatego chce to nieszczęście nagłośnić. Może znajdą się dobrzy
ludzie. Spędziła u nich pół dnia, upiekli na przywitanie placek z jabłkami.
Będzie dobrze, będzie dobrze, powtarzali. Elżbieta też w to wierzy.
Zagrzebałam się w tej pracy tak jak lubię.
Pogrzebałam we wspomnieniach. Takie cenne!
Wdzięczna Lecowi,
przeczesałam na spacerze swoje myśli. O, zaświeciło słońce!
Jest takie powiedzenie: gdy wystawisz głowę do słońca, to
cień zawsze pozostanie z tyłu.
Spróbujcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz