czwartek, 10 października 2013

Dobra książka

Poszłam do księgarni, proszę książkę. Jaką? Taką. Chwilę potrwało, ale jest. Proszę. Dziękuję. Tytuł się zgadza; „ Jądro ciemności,” autor się zgadza, tylko dziwna ta szata graficzna. Autor małą, a tłumacz, no bo chyba to tłumacz, dużą? Opasłe dzieło to nie jest, ale żeby takie cieniutkie? Dziwię się głośno. Dobrze, że głośno, bobym zapłaciła i poszła, a tak to słyszę:

- Coś nie tak? Nie wiem co powiedzieć. Głupio mi. Dawno temu czytałam. Parowiec, Afryka, Tamiza, czyżbym coś pomyliła? Sprzedawczyni przyspiesza, nieco zniecierpliwiona. A czy to nie jest lektura szkolna? Jest, mówię, bo mam wiedzę, bo mam córkę, a ona na biurku ma spis lektur. A nie do trzeciej klasy, dopytuje natrętnie przekonana chyba,  że niepotrzebnie zawracała sobie głowę, brała drabinkę, spenetrowała dział lektur szkolnych, jeszcze raz przesunęła drabinkę i podała mi z trzeciej półki od lewej strony cienką książeczkę. Chyba do trzeciej , kurczę się w sobie, bo w głowie mam tę niepewność obrzydliwą, że coś może pomyliłam.

- No to ma Pani  w ręce dobry bryk.

- Jaki bryk?

- No, książki, sama Pani mówiła,  że to lektura.

- Ale ja chciałam książkę. Czy ja nie jestem w księgarni?

Książkę, no tak, ale trzeba mówić wyraźnie. Jak lektura, to wszyscy biorą bryki. To znaczy opracowania, wyjaśniła mi, niezgule jednej niedzisiejszej. I po co pani mówiła, że lektura, dodała, bo chyba nie mogła wytrzymać.

Wróciłam do domu. Spojrzałam do Internetu. „Jądro ciemności” Joseph Conrad. Klik. Pisze Kinga: kto o tym decyduje, czy nie możemy zamiast tego czytać normalne książki?


Przypomniałam sobie jak jedna studentka na zaliczenie miała przeczytać reportaż, najlepiej Kapuścińskiego. Ryszarda. Przeczytała o życiu znanej dziennikarki, w tygodniku Gala. Poprosiła o przynajmniej czwórkę na zaliczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz