poniedziałek, 27 maja 2013

Dla Leszka

Podobno ma być wreszcie ciepło. Podobno będzie można zorganizować grilla. Podobno to będzie bardzo radosny weekend. Kolejny długi, taki wymarzony. Podobno.

My będziemy myśleć o Leszku. Będziemy razem z nim. Zjedziemy wszyscy, żeby być jak najbliżej. Zjemy świąteczny obiad i szarlotkę. Porozmawiamy.  Powiemy dużo dobrych rzeczy. Przypomnimy sobie, że nigdy nie popadł w konflikt  z  żadnym klientem.  Że wszystko wiedział o kotłach, ogrzewaniu, przeróbkach. Czasem zawstydzał nawet wybitnych specjalistów. Dobrze było wiedzieć, że przyjedzie, zrobi, doradzi, podpowie. Oczywiście gratis, bo chyba żartujesz przecież. Wspomnimy, tak na pewno wspomnimy,  jak ciągle śpieszyło mu się do swojej ukochanej żony. I że czasem był nawet irytujący, gdy tak się spieszył i na miejscu wysiedzieć nie mógł.  Na pewno w tej rozmowie będzie, że pięknie śpiewał. Od dziecka. Sam nauczył się grać na gitarze. Był duszą towarzystwa. Był wesoły. Sprawianie prezentów, dzielenie się  dawało mu radość. Nie miał  w sobie przywiązania do rzeczy materialnych. Kiedyś pożyczył nam samochód odebrany właśnie z salonu. Dowiedział się że z naszym coś nie tak, a 3000 kilometrów przed nami. – Nie szkoda Ci, spytałam, gdy podjechał.  Spojrzał i nie zrozumiał, o co mi chodzi.
Jeszcze nie wiem, jak będziemy mówić o tej wielkiej Jego pasji. Bo to przez nią. Ale takie jest życie. Ale gdyby nie to, to by…  Ale przecież był szczęśliwy, gdy siadał na ten swój ukochany  motor. No jednak gdyby go nie kupił, to może…  Ale bo to wiadomo?
 Tak czy siak wspomnieć będziemy musieli, że miał słabość.  Honda VTX 1300.   Jeździł wolno. Taki miał styl. Umiar, elegancja, bezpieczeństwo. Wtedy odpoczywał. Powiemy, że wiemy, o co chodzi. My też uwielbialiśmy taką jazdę. Ale On pod koniec maja przyjechał zabrać nam ten swój motor. Zgodnie z umową. Posiedział jeszcze w ogródku, poopowiadał jeszcze, coś tam zjadł. Może nie? Jeszcze obiecał swojej chrześnicy kask na prezent urodzinowy, bo przecież stawiał na bezpieczeństwo!
2 czerwca wyszedł ze swojego mieszkania. Założył kombinezon. Przypomnimy sobie, że to był piękny dzień. Zieleń już wybujała, dorodna, droga boczna, spokojna. Ludzie chyba na działkach byli, bo pusto na drogach. Odległość od domu niewielka, bo zaraz kolacja, bo zaraz rozmowa, bo jutro imieniny, bo goście. Spokojnie, wolno, bezpiecznie.
I każdy w oczach będzie miał to jedyne przy drodze drzewo. Jedyne. Rośnie w rowie, jest stare i mocne. Na wsi mówią, że chłopak, który jechał BMW za szybko i zbyt blisko nie chciał zabić, ale lubił spychać z drogi motocyklistów.

Potem jeszcze raz pójdziemy do Leszka, dotkniemy roześmianej twarzy na zimnej fotografii i pomyślimy, że w przyszłym roku o tej porze, może już będzie trochę lżej.


2 komentarze:

  1. Pamiętam ten Chmielnik do którego przyjeżdżałem na każde wakacje. To tam najczęściej spotykałem Leszka. Opowiadał o wujku Felku, który złapał jego i Renka jak palili Giewonty i mnóstwo tych opowieści, po których śmiechu było po pachy pamiętam. Pamiętam jak opowiadał o Dzwonach rurowych Mike'a Oldfielda. Pamiętam Warszawę, Syrenę, Malucha i Golejów... . Pamiętam czerwiec 2010r i Twoje spotkanie autorskie w Pałacyku Zielińskiego. Wtedy ostatni raz widziałem Leszka.
    Teraz posłucham Tubular Bells.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieczny Optymista, który nawet w trudnych momentach życia nie przestawał marzyć i cieszyć się z marzeń które zrealizuje. Honda była jednym z nich...

    OdpowiedzUsuń