wtorek, 7 maja 2013


Nie jestem gotowa na izolację, transparentność, wycofanie.  I na skomlenie  o szacunek, uwagę ze strony młodych, zarozumiałych bez powodu.   Zaliczam się do 50+.  Byłam dziennikarką i kochałam tę pracę. Sama nigdy bym z niej nie zrezygnowała.  Tyle wspomnień.  Teraz myślę jak zagospodarować  energię i emocje, optymizm i pomysły, żeby życie było ciekawsze. Ale  większość się dziwi: chce Ci się? Powtarzam że tak, bardzo, jak nigdy! Widzę coraz większe zdumienie. Co z Wami kurde?

Byłam reportażystką, opowiadałam historie, rozmawiałam z ludźmi, więc dlaczego nie miałabym robić tego w dalszym ciągu? 

Znam tyle wspaniałych kobiet 50+.  Każda zdążyła zebrać kupę doświadczeń życiowych, każda  wyspecjalizowana w czymś szczególnym, bez kompleksów, jak trzeba, uznająca  upływ czasu ale oczekująca wyzwań i mająca wiele do zaoferowania.   Spotkałyśmy się, ponarzekałyśmy na tych  którzy postrzegają nas poprzez nasze metryki  i doszłyśmy do zdumiewającego wniosku: same sobie jesteśmy winne. Godzimy się  na spychanie do roli czekających w kolejce  na  emerytury. Nie zawsze dosłownie, ale mentalnie na pewno! Nie tylko my. Niedobre spojrzenie, niecierpliwa uwaga, dewastują psychicznie, odbierają prawa, przesuwają w ciemniejszy kąt, wymazują. Wtedy łatwo postępować wbrew własnej woli, wbrew logice, własnym przekonaniom i możliwościom. Zakładam bloga żeby  nauczyć się pamiętać co jestem warta. I żeby pamiętały o tym moje przyjaciółki  i koleżanki. I żeby odpychać niecierpliwe spojrzenia. I żeby ktoś przeczytał i pomyślał: kurczę, ona ma racje, muszę pamiętać,  przypomnę sobie…
…no i dla tych historii które tak lubię spisywać.

Rozmowa

Spotkałam panią Marię w piekarni. Ona się ucieszyła, ja też się całkiem ucieszyłam, ale  praca czekała, więc przyjęłam postawę taką co to wiadomo: czasu nie ma i już. Ale Ona zaczekała. Długo oglądała chleby wiejskie w wiklinowym koszyku ale  za wielkie jakieś i za  bardzo wypieczone się okazały żeby od razu  kupić.  Zanim  ostatecznie przesądziła że za duże, ja zapłaciłam i już rozmawiałyśmy pod sklepem. Ja z chlebem i rzodkiewką, ona z serkiem,  bułkami i swoimi sprawami. Też nie pamiętała  czy jesteśmy pani Maria i pani Marzena czy bez pani. Spytała co u mojego syna i odpowiedziała że na pewno dobrze. A jej syn zmajstrował sobie dzieciaka. Niby dobrze gdy dzieci się rodzą, ale on studia rzucił. Jak sobie poradzi bez zawodu? Studiował w innym  mieście, teraz nie chce wyjechać, taki zakochany. Co robić, kiedy dziewczyna jeszcze 16-tu lat nie ma? Mogłaby Maria z mężem wziąć dzieciaka i wychować, ale rodzice dziewczyny mówią że  nie oddadzą. Rodzina Michała żadnego zaufania nie ma ani do nich, ani do młodocianej matki, którą z niejednym już mężczyzną widywano. Ale przecież udawać że nic się nie stało, to się nie da.  Rodzice dziewczyny chcą wydać córkę gdy przyjdzie pora, za syna Marii.   Maria rwie włosy z głowy, bo nie tak miało być z tym zdolnym synem. 20 lat, dopiero zaczął studia, takie były plany! Mąż na zmianę  gniewa się, albo krzyczy albo zamknięty w sobie zamyka się w pokoju i nie chce z nią rozmawiać. Ona jest wściekła, albo załamana, ale syna też jej szkoda. Dzieciaka co niczemu nie winne jeszcze bardziej. Miotają nią te uczucia od jednej nie przespanej nocy do następnej. Ale najbardziej to chyba się wstydzi. Z  tego wszystkiego nikomu nie mówi  całej prawdy: ani znajomym ani rodzinie. Zwłaszcza tego że ta mała taka młoda i taka wulgarna, bo Maria przeczytała przecież parę sms-ów w komórce syna, kiedy się to wszystko zaczęło, jak ten pierwszy szok był, jak tylko ciągle płakała i myślała co robić? W głowie się kręci z tego wszystkiego, nie ma minuty żeby nie myśleć. Tylko w pracy można się trochę oderwać.  Bo Maria pracuje dla ludzi, żeby nie napisać zbyt dużo, ale także nie skłamać: pomaga innym i praca ta wymaga skupienia i wyciszenia. Dlatego Maria cieszy się podwójnie z tej pracy i teraz już się do niej śpieszy. Ale dobrze, że sobie porozmawiałyśmy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz